Pan Cogito a myśl czysta Pan Cogito czyta gazetę Pan Cogito a ruch myśli Domy przedmieścia Alienacje Pana Cogito.. Pan Cogito obserwuje zmarłego przyjaciela
Mjr Maciej Kalenkiewicz „Kotwicz” i bitwa pod Surkontami - 21 VIII 1944 r. "patrzy przez oknojak słońce Republikima się ku zachodowipozostało mu niewielewłaściwie tylkowybór pozycjiw której chce umrzećwybór gestuwybór ostatniego słowa" Zbigniew Herbert, "Pan Cogito o postawie wyprostowanej" - A ty dokąd?- Bić się.- Myślisz, że są jeszcze szanse?- Jak przy skoku
Pojawia się w różnych epokach i w różnych miejscach: jest mieszkańcem starożytnej Utyki (Pan Cogito o postawie wyprostowanej), opowiada czytelnikom „o kuszeniu Spinozy”, jako człowiek żyjący współcześnie narzeka na hałaśliwą rockową muzykę i występuje przeciw modzie na magię i gnozę.
(Pan Cogito o postawie wyprostowanej / Pan Cogito d espre . poziția verticală) etc. Sensibilitatea și inteligența, (auto)ironia, capacitatea critică,
Krótko mówiąc, postacie znane z dzieł Tacyta lub Swetoniusza mogą służyć jako oskarżenie wobec obu dwudziestowiecznych totalitaryzmów, czego dowodem są wiersze: Powrót prokonsula (SP), Tusculum (N), Kaligula (PC), Pan Cogito o postawie wyprostowanej (PC), Boski Klaudiusz (ROM) oraz Przemiany Liwiusza (ENO).
“@SaKostecka ćwierćfinał to dużo, ale jak na Igę to jednak mało.. szkoda, że tak się skończyła piękna seria.. mam złe przeczucia i obym się mylił.. 😔”
. Analiza i interpretacja wiersza Zbigniewa Herberta „Pan Cogito o postawie wyprostowanej”. Poznaj informacje o epoce współczesności i biografię poety w Wikipedii. lp tekst interpretacja 1 1 W Utyce obywatele nie chcą się bronić Utyka to starożytne miasto (obecnie w Tunezji) będące pod kontrolą Kartaginy. Podczas III wojny punickiej Utyka poddała się, co doprowadziło do upadku Kartaginy i przejęcia władzy przez Rzym. Wiersz został podzielony dwie części, 9 i 11 strof, łącznie 20 strof. Pierwsza część pokazuje sytuację i zachowanie obywateli Utyki. Podmiot liryczny niczym reporter relacjonuje w 9. strofach, co ważnego stało się w Utyce: obywatele podjęli decyzję o zaniechaniu obrony. w mieście wybuchła epidemia/ instynktu samozachowawczego – instynkt samozachowawczy to wrodzona i niezależna od woli człowieka siła nakazująca się bronić przed niebezpieczeństwem; odruch bezwarunkowy; świątynię wolności/ zamieniono na pchli targ – wolność jest największą wartością ludzkiego życia, bez niej czujemy się jak potrzasku, pułapce, nigdy nie osiągając szczęści i spokoju ducha; bez wolności stajemy się niewolnikami. Zamiana świątyni na pchli targ symbolizuje rezygnację z wolności, zgodę na niewolę. senat obraduje nad tym/ jak nie być senatem – parlament to owoc i dowód demokracji, rządów ludu. Jego rezygnacja z rządzenia oznacza upadek równości obywateli. obywatele/ nie chcą się bronić/ uczęszczają na przyspieszone kursy/ padania na kolana – kursy padania na kolana to ironiczne oskarżenie mieszkańców o tchórzostwo i zdradę Kartaginy. Rezygnując z walki, obywatele Utyki staną się niewolnikami Rzymu. Z pewnością zdają sobie z tego sprawę, więc podmiot liryczny szydzi z ich postawy. w oczekiwaniu na nowego pana – wroga uczą się poddańczych ukłonów i mów, zakopują majątek, aby nie okradziono ich z niego; szyją białe sztandary i uczą swoje dzieci kłamać, aby nie zdradziły ich strachu i miejsc schowania majątku; w ósmej strofie widzimy już otwarte bramy miasta, ale wróg jeszcze nimi nie wkracza, póki co wiatr rozwiewa tam tylko piasek; poza strachem i oczekiwaniem bez obrony na rzymskie wojska, trwa życie z targiem i korupcją. Rozpoczyna się druga część złożona z 11 strof. Pojawi się Pan Cogito i teraz obserwujemy jego zachowanie i pragnienia: Pan Cogito chciałby zachować się odpowiednio do sytuacji; spojrzeć losowi w oczy; jak zrobił to Katon Młodszy – popełnił samobójstwo, gdyż uważał, że nie ma szans na zwycięstwo; Cogito nie ma miecza jak Katon ani pieniędzy, aby ochronić rodzinę, wysyłając ją poza teatr działań zbrojnych, nad morze; podobnie jak inni czeka na wroga, chodząc nerwowo po pokoju; wbrew radom stoików nie chce przyjmować losu, wolałby walczyć: „mieć ciało z diamentu” – twarde i niezwyciężone; spogląda na „słońce Republiki” – znaki Rzymu, które zachodzą – zbliżają się i przejmują władzę; Pan Cogito spodziewa się śmieci; rozmyśla nad pozycją, w jakim miałby odejść, ostatnim słowem, jakie wypowie; nie kładzie się do łóżka, bojąc się nagłej śmierci – „uduszenia we śnie”. pragnie do końca być świadomy rzeczywistości; „los patrzy mu w oczy” a następnie w miejsce, gdzie była głowa. Pan Cogito pragnąłby zachować się jak Katon. Tłumaczy się jednak, iż nie ma miecza, więc żyje ze strachem na twarzy, spodziewając się śmierci z rąk Rzymian. W efekcie traci głowę, co można odczytać metaforycznie i dosłownie. W obu wypadkach przegrywa. Jeśli zginie z rąk wrogów, przed którym upadł na kolana jak inni, nie zapisze się w kronikach i pamięci miasta jako bohater. Jeśli nie zginął, lecz stracił głowę dla nowego władcy, niewiele to zmieni, straci honor i wartości, w które wierzył. Praktycznie już go nie ma, bo cokolwiek się nie stanie, przegra. Nie ma szans na życie w postawie wyprostowanej, będzie niewolnikiem 2 w mieście wybuchła epidemia instynktu samozachowawczego 3 świątynię wolności zamieniono na pchli targ 4 senat obraduje nad tym jak nie być senatem 5 obywatele nie chcą się bronić uczęszczają na przyspieszone kursy padania na kolana 6 biernie czekają na wroga piszą wiernopoddańcze mowy zakopują złoto 7 szyją nowe sztandary niewinnie białe uczą dzieci kłamać 8 otworzyli bramy przez które wchodzi teraz kolumna piasku 9 poza tym jak zwykle handel i kopulacja 10 2 Pan Cogito chciałby stanąć na wysokości sytuacji 11 to znaczy spojrzeć losowi prosto w oczy 12 jak Katon Młodszy patrz Żywoty 13 nie ma jednak miecza ani okazji żeby wysłać rodzinę za morze 14 czeka zatem jak inni chodzi po bezsennym pokoju 15 wbrew radom stoików chciałby mieć ciało z diamentu i skrzydła 16 patrzy przez okno jak słońce Republiki ma się ku zachodowi 17 pozostało mu niewiele właściwie tylko wybór pozycji w której chce umrzeć wybór gestu wybór ostatniego słowa 18 dlatego nie kładzie się do łóżka aby uniknąć uduszenia we śnie 19 chciałby do końca stać na wysokości sytuacji 20 los patrzy mu w oczy w miejsce gdzie była jego głowa nie kładzie się/ do łóżka/ aby uniknąć/ uduszenia – jak prokonsul w innym wierszu Herberta. Zadania do wykonania Interpretacja Dzięki poezji uczymy się nazywać świat, wzbogacając słownictwo i wrażliwość. Wyobraź sobie, że jesteś autorem tego wiersza i chcesz wyjaśnić kilka ważnych spraw. To będzie Twoje osobiste odczytanie ukrytych w tekście sensów. Używając pięciu zdań pojedynczych (z orzeczeniem czasownikowym) lub więcej, wyjaśnij: jaką ważną wiedzą chcesz się podzielić? Nazwij przedstawione doświadczenia, emocje i oceń czy mają pozytywny wpływ na człowieka? Które ze zdań, wersów (możesz zacytować) uważasz za najważniejsze i dlaczego? Napisz zdanie będące głównym przesłaniem całego wiersza. Przekształć je na slogan czy życiową maksymę, którą chętnie zapiszesz w swoim pamiętniku. Oceń, czy wiersz może się podobać? Uzasadnij stanowisko. Zobrazuj graficznie główną myśl za pomocą pracy plastycznej lub multimedialnej. Budowa i gramatyka Do czasów pojawienia się wiersza wolnego, utwory liryczne miały budowę regularną, rytmikę i rymy jak współczesne piosenki pop, rap, reggae i in. Nic w tym dziwnego, poezja pochodzi od pieśni i śpiewania. Określ gatunek liryki i wiersza. Zbadaj nastrój kolejnych części i całego dzieła. Wypisz pierwszy, trzeci, piąty wyraz z wiersza i określ, jakie to części mowy? Wypisz z wiersza pięć kolejnych orzeczeń czasownikowych i/lub złożonych. Z każdym ułóż po jednym zdaniu. Budowa wiersza To wiersz wolny stroficzny, składa się z 20 strof i został podzielony na dwie części. W pierwszej widzimy sytuację obywateli Utyki, w drugiej Pana Cogito, bohatera całego cyklu poezji Herberta. Do przemyślenia Tytuł wiersza skłania do refleksji na temat „postawy wyprostowanej”, o czym zapomnieli zupełnie obywatele Utyki i Cogito. Oznacza ona wiarę w swoje wartości i otwartą pogardę dla śmierci, gdy w grę wchodzi walka o wolność. Dlaczego podmiot uważa wolność za taką ważną? Bez niej obywatele Utyki, poddani Kartaginy, zostaną niewolnikami lub może nawet zginą, bo nie ma gwarancji na to, że wróg zbliżający się do bram miasta zachowa wszystkich przy życiu. Nawet jeśli tak się stanie, będą zmuszeni do poddaństwa. Ktoś zapyta: „Ale o co tyle hałasu, po co umierać w bitwie bez szans?”. No właśnie dlatego, że społeczeństwo ma świadomość widma śmierci lub niewolnictwa. Skoro trwa wojna i nie ma szans na zwycięstwo, dowodem decyzja Katona, to po co umierać? Jak by nie postąpili obywatele Utyki, naraziliby się na śmierć. Czy można ich krytykować za to, że marzyli o wolności i woleli mieć nadzieję, że Rzymianie obejdą się z nimi łagodnie? Raczej nie. Podobnie za poddanie się i odmowę walki dla Kartaginy. Czyli patriotyzm nie jest ważnym elementem życia społecznego? Jest, ale czasami rozsądek bierze górę. W przypadku Cogito nie zawiódł go daleko, zdradził, upokorzył siebie i stracił honor lub/i głowę. Pragnąc żyć „na wysokości sytuacji” możemy sprzedać duszę diabłu niczym Twardowski, więc nie warto potępiać obywateli Utyki tak beznamiętnie. Życiowe inspiracje W wielu filmach sensacyjnych i kryminalnych pojawia się motyw napadu na bank. Wpada więc do budynku kilku zamaskowanych bandytów, strzela w powietrze z broni palnej, ostrzegając, że jest to napad i żeby wszyscy klienci obecni w sali zachowywali się racjonalnie. Często też pojawia się ktoś odważny, strażnik sięgający po broń lub pracownik do guzika alarmowego i wówczas słychać głos napastnika: „Nie próbuj być bohaterem, to się nie opłaca”. W istocie każdy chłopak oglądając podobne akcje filmowe, chciałby mieć super moce i uratować ludzi przed złoczyńcami. Nie warto, bo oni przychodzą uzbrojeni po zęby, są zdeterminowani usunąć każdą przeszkodę, jaką los postawi im na drodze do obrabowania banku. Każdą… Jako zwykły człowiek mogę przeciwstawić się złu, ale muszą je najpierw zauważać.
Pan Cogito obserwuje w lustrze swoj± twarz Kto pisał nasze twarze na pewno ospa kaligraficznym piórem znacz±c swoje „o” lecz po kim mam podwójny podbródek po jakim żarłoku gdy cała moja dusza wzdycha do ascezy dlaczego oczy osadzone tak blisko wszak to on nie ja wypatrywał w¶ród chaszczy najazdu Wenedów uszy zbyt odstaj±ce dwie muszle ze skóry zapewne spadek po praszczurze który łowił echo dudni±cego pochodu mamutów przez stepy czoło niezbyt wysokie my¶li bardzo mało – kobiety złoto ziemia nie dać się str±cić z konia – ksi±żę my¶lał za nich a wiatr niósł po drogach darli palcami mury i nagle z wielkim krzykiem spadli w próżnię by powrócić we mnie a przecież kupowałem w salonach sztuki pudry mikstury ma¶cie szminki na szlachetno¶ć przykładałem do oczu marmur zieleń Veronese’a Mozartem nacierałem uszy doskonaliłem nozdrza woni± starych ksi±żek przed lustrem twarz odziedziczon± worek gdzie fermentuj± dawne mięsa ż±dze i grzechy ¶redniowieczne paleolityczny głód i strach jabłko upada przy jabłoni w łańcuch gatunków spięte ciało tak to przegrałem turniej z twarz± Powrót do spisu wierszy O dwu nogach Pana Cogito Lewa noga normalna rzekłby¶ optymistyczna trochę przykrótka chłopięca w u¶miechach mię¶ni z dobrze modelowan± łydk± prawa pożal się Boże – chuda z dwiema bliznami jedn± wzdłuż ¶cięgna Achillesa drug± owalna bladoróżow± sromotna pami±tka ucieczki lewa skłonna do podskoków taneczna zbyt kochaj±ca życie żeby się narażać prawa szlachetnie sztywna drwi±ca z niebezpieczeństwa tak oto na obu nogach lewej któr± przyrównać można do Sancho Pansa i prawej przypominaj±cej błędnego rycerza idzie Pan Cogito Przez ¶wiat Zataczaj±c się lekko Powrót do spisu wierszy Rozmy¶lania o ojcu Jego twarz groĽna w chmurze nad wodami dzieciństwa (tak rzadko trzymał w ręku moj± ciepł± głowę) podany do wierzenia win nie przebaczaj±cy karczował bowiem lasy i prostował ¶cieżki wysoko niósł latarnię gdy weszli¶my w noc my¶lałem że usi±dę po jego prawicy i rozdzielać będziemy ¶wiatło od ciemno¶ci i s±dzić naszych żywych – stało się inaczej tron jego wiózł na wózku sprzedawca starzyzny i hipoteczny wyci±g mapę naszych wło¶ci urodził się po raz drugi drobny bardzo kruchy o skórze przeĽroczystej chrz±stkach bardzo nikłych pomniejszał swoje ciało abym mógł je przyj±ć w nieważnym miejscu jest cień pod kamieniem on sam ro¶nie we mnie jemy nasze klęski wybuchamy ¶miechem gdy mówi± jak mało trzeba aby się pojednać Powrót do spisu wierszy Matka Upadł z jej kolan jak kłębek włóczki. Rozwijał się w po¶piechu I uciekał na o¶lep. Trzymała pocz±tek życia. Owijała na palec Serdeczny jak pier¶cionek, chciała uchronić. Toczył się po ostrych Pochyło¶ciach, czasem pi±ł się pod górę. Przychodził spl±tany I milczał. Nigdy już nie powróci na słodki tron jej kolan. Wyci±gnięte ręce ¶wiec± w ciemno¶ci jak stare miasto. Powrót do spisu wierszy Siostra Dzięki nieznacznej różnicy wieku zażyło¶ciom dziecinnym wspólna k±piel tajemnicy puszystych włosów i miękkiej skóry mały Cogito odkrył – że mógł być siostr± (było to tak proste jak zamienienie miejsca przy stole gdy rodzice wyszli i babka pozwalała na wszystko) a ona wła¶cicielk± jego imienia łuku męskiego roweru ba nosa na szczę¶cie nosy mieli różne brak podobieństwa fizycznego pozwoli unikn±ć dramatycznych konsekwencji skończyło się na dotyku dotyk się nie otworzył i młody Cogito pozostał w granicach swojej skóry ziarno w±tpliwo¶ci podważenie principium in dividuationis tkwiło wszakże głęboko i pewnego popołudnia trzynastoletni Cogito ujrzawszy na ulicy Legionów dorożkarza poczuł się nim tak dokładnie że wysypały się mu rude w±sy a rękę sparzył zimny bat Powrót do spisu wierszy Pan Cogito a perła Czasem przypomina Pan Cogito, nie bez wzruszania, młodzieńczy swój marsz ku doskonało¶ci, owe juvenilne per aspera ad astra. Otóż zdarzyło się mu pewnego razu, gdy spieszył na wykłady, że wpadł mu do buta mały kamyk. Umiejscowił się zło¶liwie żywym ciałem a skarpet±. Rozs±dek nakazywał pozbyć się intruza, ale zasada amor fati – przeciwnie, znoszenie go. Wybrał drugie, heroiczne rozwi±zanie. Z pocz±tku wygl±dało na niegroĽne, po prostu doskwieranie i nic więcej, ale po jakim¶ czasie w polu nie¶wiadomo¶ci pojawiła się pięta, i to w momencie, kiedy młody Cogito mozolnie chwytał my¶l profesora rozwijaj±cego temat pojęcia idei u Platona. Pięta rosła, nabrzmiewała, pulsowała, z bladoróżowej stawała się pur- purowa jak zachodz±ce słońce, wypierała z głowy nie tylko ideę Platona, ale wszystkie inne idee. Wieczorem przed udaniem się na spoczynek wysypał ze skar- petki obce ciało. Było to małe, zimne, żółte ziarenko piasku. Pięta była przeciwnie duża, gor±ca i ciemna od bólu. Powrót do spisu wierszy Poczucie tożsamo¶ci Je¶li miał poczucie tożsamo¶ci to chyba z kamieniem Z piaskowcem niezbyt sypkim jasnym jasnoszarym Który ma tysi±c oczu z krzemienia (porównanie bez sensu kamień widzi skór±) je¶li miał poczucie głębokiego zwi±zku to wła¶nie z kamieniem nie była to wcale idea niezmienno¶ci kamień był różny leniwy w blasku słońca brał ¶wiatło jak księżyc gdy zbliżała się burza ciemniał sino jak chmura potem pił deszcz łapczywie i te zapasy z wod± słodkie unicestwienie zmaganie żywiołów spięcia elementów zatracenie natury własnej pijana stateczno¶ć były zarazem piękne i upokarzaj±ce więc w końcu trzeĽwiał w powietrzu suchym od piorunów wstydliwy pot ulotny obłok miłosnych zapałów Powrót do spisu wierszy Pan Cogito my¶li o Powrocie do rodzinnego miasta Gdybym tam wrócił pewnie bym nie zastał ani jednego cienia z domu mego ani drzew dzieciństwa ani krzyża z żelazn± tabliczk± ławki na której szeptałem zaklęcia kasztany i krew ani też żadnej rzeczy która nasza jest wszystko co ocalało to płyta kamienna z kredowym kołem stoję w ¶rodku na jednej nodze na moment przed skokiem nie mogę urosn±ć choć mijaj± lata a w górze hucz± planety i wojny stoję w ¶rodku nieruchomy jak pomnik na jednej nodze przed skokiem w ostateczno¶ć kredowe koło rudzieje tak jak stara krew wokół rosn± kopczyki popiołu do ramion do ust Powrót do spisu wierszy Pan Cogito rozmy¶la o cierpieniu Wszystkie próby oddalenia tak zwanego kielicha goryczy – przez refleksję opętańcz± akcję na rzecz bezdomnych kotów głęboki oddech religię – zawiodły należy zgodzić się pochylić łagodnie głowę nie załamywać r±k posługiwać się cierpieniem w miarę łagodnie jak protez± bez fałszywego wstydu ale także bez pychy nie wywijać kikutem nad głowami innych nie stukać biał± lask± w okna sytych pić wyci±g gorzkich ziół ale nie do dna zostawić przezornie parę łyków na przyszło¶ć przyj±ć ale równocze¶nie wyodrębnić w sobie i je¶li to jest możliwe stworzyć z materii cierpienia rzecz albo osobę grać z nim oczywi¶cie grać bawić się z nim bardzo ostrożnie jak z chorym dzieckiem wymuszaj±c w końcu głupimi sztuczkami nikły u¶miech Powrót do spisu wierszy Przepa¶ć Pan Cogito W domu zawsze bezpiecznie ale zaraz za progiem gdy rankiem Pan Cogito wychodzi na spacer napotyka – przepa¶ć nie jest to przepa¶ć Pascala nie jest to przepa¶ć Dostojewskiego jest to przepa¶ć ma miarę Pana Cogito dni bezdenne dni budz±ce grozę idzie za nim jak cień przystaje przed piekarni± w parku przed ramię Pan Cogito czyta z nim gazetę uci±żliwa jak egzema przywi±zana jak pies za płytka żeby pochłonęła głowę ręce i nogi kiedy¶ być może przepa¶ć wyro¶nie przepa¶ć dojrzej i będzie poważna żeby tylko wiedzieć jak± pije wodę jakim karmić j± ziarnem teraz Pan Cogito mógłby zebrać parę gar¶ci piasku zasypać j± ale nie czyni tego więc kiedy wraca do domu zostawia przepa¶ć za progiem przykrywaj±c starannie kawałkiem starej materii Powrót do spisu wierszy Pan Cogito a my¶l czysta Stara się Pan Cogito osi±gn±ć my¶l czyst± przynajmniej przed za¶nięciem lecz samo już staranie nosi zarodek klęski więc kiedy dochodzi do stanu że my¶l jest jak woda wielka i czysta woda przy obojętnym brzegu marszczy się nagle woda i fala przynosi blaszane puszki drewno kępkę czyich¶ włosów prawdę rzekłszy Pan Cogito nie jest całkiem bez winy nie mógł oderwać wewnętrznego oka od skrzynki na listopad w nozdrzach miał zapach morza ¶wierszcze łaskotały ucho i czuł pod żebrem palce nieobecnej był pospolity jak inni umeblowane my¶li skóra ręki na poręczy krzesła bzdura czuło¶ci na policzku kiedy¶ kiedy¶ póĽniej kiedy ostygnie osi±gnie stan satori i będzie jak polecaj± mistrzowie pusty i zdumiewaj±cy Powrót do spisu wierszy Pan Cogito czyta gazetę Na pierwszej stronie meldunki o zabiciu 120 żołnierzy wojna trwa długo można się przyzwyczaić tuż obok doniesienie o sensacyjnej zbrodni z portretem mordercy oko Pana Cogito przesuwa się obojętnie po żołnierskiej hekatombie aby zagłębić się z lubo¶ci± w opis codziennej makabry trzydziestoletni robotnik rolny pod wpływem nerwowej depresji zabił sw± żonę i dwoje małych dzieci podano dokładnie przebieg morderstwa położenie ciał i inne szczegóły 120 poległych daremnie szukać na mapie zbyt wielka odległo¶ć pokrywa ich jak dżungla nie przemawiaj± do wyobraĽni jest ich dużo cyfra zero na końcu przemienia ich w abstrakcję temat do rozmy¶lenia: arytmetyka współczucia Powrót do spisu wierszy Pan Cogito a ruch my¶li My¶li chodz± po głowie mówi wyrażenie potoczne wyrażenie potoczne przecenia ruch my¶li większo¶ć z nich stoi nieruchomo po¶rodku nudnego krajobrazu szarych pagórków wyschłych drzew czasem dochodz± do rw±cej rzeki cudzych my¶li staj± na brzegu na jednej nodze jak głodne czaple ze smutkiem wspominaj± wyschłe Ľródła kręc± się w kółko w poszukiwaniu ziaren nie chodz± bo nie zajd± nie chodz± bo nie ma dok±d siedz± na kamieniu załamuj± ręce pod chmurnym niskim niebem czaszki Powrót do spisu wierszy Domy przedmie¶cia W jesienne bezsłoneczne popołudnie Pan Cogito lubi odwiedzać brudne przedmie¶cia. Nie ma – mówi – czystszego Ľródła melancholii. Domy przedmie¶cia o podkr±żonych oknach domy kaszl±ce cicho dreszcze tynku domy o rzadkich włosach chorej cerze tylko kominy marz± chuda skarga dochodzi do brzegu lasu na brzeg wielkiej wody chciałbym wam wymy¶lać imiona napełniać zapachem Indii ogniem Bosforu gwarem wodospadów domy przedmie¶cia o zapadniętych skroniach domy żuj±ce skórkę chleba zimne jak sen paralityka których schody s± palm± kurzu domy stale na sprzedaż zajazdy nieszczę¶cia domy które nigdy nie były w teatrze szczury domów przedmie¶cia zaprowadĽcie je nad brzeg oceanu niech usi±d± w gor±cym piasku niech ogl±daj± noc podzwrotnikow± niech fala ich nagrodzi burzliw± owacj± jak przystoi tylko zmarnowanym żywotem Powrót do spisu wierszy Alienacje Pana Cogito Pan Cogito trzyma w ramionach Ciepł± amforę głowy Reszta ciała jest ukryta widzi j± tylko dotyk przygl±da się ¶pi±cej głowie obcej a pełnej czuło¶ci jeszcze raz stwierdza ze zdumieniem że istnieje kto¶ poza nim nieprzenikniony jak kamień o granicach które otwieraj± się tylko na moment potem morze wyrzuca na skalisty brzeg o własnej krwi obcym ¶nie uzbrojony w swoj± skórę Pan Cogito oddala ¶pi±c± głowę delikatnie żeby nie zostawić na policzku odcisków palców i odchodzi samotny w wapno po¶cieli Powrót do spisu wierszy Pan Cogito obserwuje zmarłego przyjaciela oddychał ciężko na kołdrze poruszały się jego palce kiedy powrócił nie zastał już przyjaciela na jego miejscu leżało co¶ innego z przekrzywion± głow± i wytrzeszczonymi oczami normalna krz±tanina przybiegł lekarz wbił strzykawkę która napełniła się ciemn± krwi± Pan Cogito zaczekał jeszcze chwilę wpatrywał się w to co zostało było puste jak worek kurczyło się coraz bardziej ¶ciskane niewidzialnymi kleszczami miażdżone innym czasem gdyby obrócił się w kamień w ciężk± rzeĽbę z marmuru obojętn± i godn± jaka byłaby ulga leżał na w±skim przyl±dku zniszczenia oderwany od pnia porzucony jak kokon obiad talerze dzwoniły na Anioł Pański aniołowie nie schodzili z góry Upaniszady pocieszały kiedy mowa jego wejdzie w my¶l my¶l w oddech oddech w żar żar w najwyższe bóstwo wtedy już poznać nie może więc nie mógł poznać i był nieprzenikniony z węzełkiem zgrzebnej tajemnicy u wrót doliny Powrót do spisu wierszy Codzienno¶ć duszy Rano myszy biegaj± po głowie na podłodze głowy strzępy rozmów odpadki poematu wchodzi pokojowa muza w niebieskim fartuchu zamiata do mego pana to przychodz± lepsi go¶cie taki dajmy na to Heraklit z Efezu albo prorok Izajasz dzi¶ nikt nie dzwoni pan chodzi zdenerwowany mówi do siebie drze niewinne papiery wieczorem wychodzi w niewiadomym kierunku muza odpina niebieski fartuch opiera łokcie na parapecie wyci±ga szyję czeka na swego żandarma z rudymi w±sami Powrót do spisu wierszy PóĽnojesienny wiersz Pan Cogito Przeznaczony dla kobiecych pism Pora spadania jabłek jeszcze li¶cie się broni± rankiem mgły coraz cięższe łysieje powietrze ostatnie ziarna miodu pierwsza czerwień klonów zabity lis na polu rozstrzelana przestrzeń jabłka zejd± pod ziemię pnie podejd± do oczu zatrzasn± li¶cie w kufrach i odezwie się drewno słychać teraz wyraĽnie jak planety się tocz± wschodzi wysoki księżyc przyjm na oczy bielmo Powrót do spisu wierszy Żeby wywie¶ć przedmioty Żeby wywie¶ć przedmioty z ich królewskiego milczenia, trzeba albo podstępu, albo zbrodni. Zamarzł± taflę drzwi – roztapia pukanie zdrajcy, opuszczony na posadzkę kielich krzyczy jak ranny ptak, a podpalony dom gada wielomównym językiem ognia, językiem zdyszanego epika, to o czym milczało łóżko, kufry, zasłony. Powrót do spisu wierszy Pan Cogito rozważa różnicę między głosem ludzkim a głosem przyrody Niezmordowana jest oracja ¶wiatów mogę to wszystko powtórzyć od nowa z piórem odziedziczanym po gęsi i Homerze z pomniejszon± włócznia stan±ć wobec żywiołów mogę to wszystko powtórzyć od nowa przegra ręka od góry gardło słabsze od Ľródła nie przekrzyczę piasku nie zwi±żę ¶lin± metafory oka z gwiazd± i z ruchem przy kamieniu z ziarnistego milczenia nie wyprowadzę ciszy a przecież zebrałem tyle słów w jednej linii dłuższej od wszystkich linii dłoni a zatem dłuższej od losu w linii wymierzonej poza linii rozkwitaj±cej prostej jak odwaga linii ostatecznej lecz była to zaledwie miniatura horyzontu i dalej tocz± się pioruny kwiatów oratio traw oratio chmur mamrocz± chóry drzew spokojnie płonie skała ocean gasi zachód dzień połyka noc i na przeł±czy wiatrów nowe wstaje ¶wiatło a ranna mgła podnosi tarczę wyspy Powrót do spisu wierszy Sekwoja Gotyckie wieże z igliwia w dolinie potoku niedaleko Mount Tamalpais gdzie rankiem i wieczorem gęsta mgła jak oceanu gniew i uniesienie w tym rezerwacie olbrzymów pokazuj± przekrój drzewa miedziany pień zachodu o słojach niezmiernie regularnych jak kręgi na wodzie i kto¶ przewrotny wpisał daty ludzkiej historii cal od ¶rodka pnia pożar dalekiego Rzymu za czasów Nerona w połowie bitwa pod Hastings nocna wyprawa drakkarów popłoch Anglosaksonów ¶mierć nieszczęsnego Harolda opowiedziana jest cyrklem i wreszcie tuż przy wybrzeżu kory l±dowanie Aliantów w Normandii Tacyt tego drzewa był geometrów nie znał przymiotników nie znał składni wyrażaj±cej przerażenie nie znał żadnych słów więc liczył dodawał lata i wieki jakby chciał powiedzieć że nie ma nic poza narodzinami i ¶mierci± nic tylko narodziny i ¶mierć a wewn±trz krwawa miazga sekwoi Powrót do spisu wierszy Ci którzy przegrali Ci którzy przegrali tańcz± z dzwonkami u nóg w kajdanach ¶miesznych strojów w piórach zdechłego orła unosi się kurz współczucia na małym placku i filmowy karabin strzela łagodnie i celnie podnosz± siekierę z blachy łukiem jak brew morduj± li¶cie i cienie więc tylko bęben bęben huczy i przypomina dawn± dumę i gniew oddali historię i weszli w lenistwo gablotek leż± w grobowcu pod szkłem obok wiernych kamieni ci którzy przegrali – sprzedaj± pod pałacem gubernatora w Santa Fe (długi parterowy budynek ciepła spieczona ochra br±zowe kolumny z drzewa wystaj±ce belki stropu na których wisi ostry cień) sprzedaj± paciorki amulety boga deszczu i ognia model ¶wi±tyni Kiva ze stercz±cymi w górę dwiema słomkami drabiny po której schodzi urodzaj kup boga echo jest tani i milczy wymownie gdy waha się na wyci±gniętej ku nam ręce z neolitu Powrót do spisu wierszy Pan Cogito biada nad mało¶ci± snów I sny malej± gdzie s± te senne orszaki naszych babek i dziadków gdy barwni jak ptaki lekkomy¶lni jak ptaki wstępowali wysoko na schody cesarskie tysi±c ¶wieciło paj±ków a dziadek już tylko oswojony a lask± przyciskał do boku srebrn± szpadę i nie kochan± babkę która była tak uprzejma że przybrała dla niego twarz pierwszej miło¶ci do nich z obłoków podobnych do kłębów tytoniowego dymy przemawiał Izajasz i widzieli jak ¦więta Teresa blada jak opłatek niosła prawdziwy koszyk chrustu ich groza była wielka jak horda tatarska a szczę¶cie we ¶nie tak jak złoty deszcz mój sen – dzwonek golę się w łazience otwieram drzwi inkasent wręcza mi rachunek za gaz i elektryczno¶ć nie mam pieniędzy wracam do łazienki rozmy¶laj±c nad liczb± 63,50 podnoszę oczy i wtedy widzę w lustrze twarz moj± tak realnie że budzę się z krzykiem gdyby choć raz mi się przy¶nił czerwony kubrak kata lub naszyjnik królowej byłbym wdzięczny snom Powrót do spisu wierszy Pan Cogito a poeta w pewnym wieku 1 Poeta w porze przekwitania Zjawisko osobliwe 2 ogl±da się w lustrze rozbija lustro 3 w bezksiężycow± noc topi metrykę w czarnym stawie 4 podgl±da młodych na¶laduje ich kołysanie bioder 5 przewodniczy zebraniu niezależnych trockistów namawia do podpalenia 6 pisze listy do Prezesa Układu Słonecznego pełne intymnych wyznań 7 poeta w pewnym wieku w ¶rodku niepewnego wieku 8 zamiast hodować bratki i onomatopeje sadzi kolczaste eksklamacje inwektywy i traktaty 9 czyta na przemian Izajasza i Kapitał potem w ferworze dyskusji mieszaj± mu się cytaty 10 poeta w porze niejasnej między odchodz±cym Erosem a Thanatosem który nie wstał jeszcze z kamienia 11 pali haszysze ale nie widzi ani nieskończono¶ci ani kwiatów ani wodospadów widzi procesję zakapturzonych mnichów wchodz±cych na skalist± górę ze zgaszonymi pochodniami 12 poeta w pewnym wieku wspomina ciepłe dzieciństwo bujn± młodo¶ć niechlubny wiek męski 13 gra w Freuda gra w nadzieję gra w czerwone i czarne gra w ciało i ko¶ci gra i przegrywa zanosi się nieszczerym ¶miechem 14 dopiero teraz rozumie ojca nie może wybaczyć siostrze która uciekła z aktorem zazdro¶ci młodszemu bratu pochylony nad fotografi± matki próbuje jeszcze raz namówić j± do poczęcia 15 sny niepoważnie pubertalne ksi±dz katecheta stercz±ce przedmioty i nie dosiężna Jadzia 16 ogl±da o ¶wicie swoj± rękę dziwi się skórze podobnej do kory 17 na tle młodego błękitu białe drzewo jego żył Powrót do spisu wierszy Pan Cogito a pop 1 W czasie koncertu pop Pan Cogito rozmy¶la nad estetyk± hałasu sama idea owszem poci±gaj±ca być bogiem to znaczy ciskać gromy albo mniej teologicznie połkn±ć język żywiołów zast±pić Homera trzęsieniem ziemi Horacego kamienn± lawin± wydobyć z trzewi to co jest w trzewiach przerażenie i głód obnażyć drogi pokarmu obnażyć drogi oddechu obnażyć drogi poż±dania grać na czerwonym gardle oszalałe pie¶ni miłosne 2 kłopot polega na tym że krzyk wymyka się formie jest uboższy głosu który wznosi się i opada krzyk dotyka ciszy ale przez ochrypnięcie a nie przez wolę opisania ciszy jest jaskrawie ciemny z niemocy artykulacji odrzucił łaskę humoru albowiem nie zna półtonów jest jak ostrze wbite w tajemnicę lecz nie oplata się wokół tajemnicy nie poznaje jej kształtów wyraża jej prawdę uczuć z rezerwatów przyrody szuka utraconego raju w nowych dżunglach porz±dku modli się o ¶mierć gwałtown± i ta mu zostanie przyznana Powrót do spisu wierszy Pan Cogito o magii 1 Ma racje Micea Eliade jeste¶my – mimo wszystko społeczeństwem zaawansowanym magia i gnoza kwitnie jak nigdy sztuczne raje sztuczne piekła sprzedawane s± na rogu ulicy w Amsterdamie odkryto plastykowe narzędzia tortur dzieweczka z Massachusetts przyjęła chrzest krwi katatonicy siódmego dnia staj± na pasch startowych porwie ich czwarty wymiar karetka z ochrypł± syren± przez Telegraph Street płyn± ławice brodaczy w słodkim zapachu nirwany Ja¶ Goł±b ¶nił że jest bogiem a bóg nico¶ci± spływał wolno jak piórko z wieży Eiffla nieletni filozof uczeń Sade’a przecina umiejętnie brzuch ciężarnej kobiety i krwi± maluje na ¶cianie wersety zagłady do tego orgie orientalne wymuszone i trochę nudne 2 rosn± z tego fortuny gałęzie przemysłu gałęzie zbrodni pracowite stateczki płyn± w podróż po nowe korzenie inżynierowie wizualnej rozpusty pracuj± bez wytchnienia zziajani alchemicy halucynacji produkuj± nowe dreszcze nowe kolory nowe jęki i rodzi się sztuka agresywnej epilepsji z czasem deprawatorzy osiwiej± i pomy¶l± o zado¶ćuczynieniu powstan± wtedy nowe więzienia nowe azyle nowe cmentarze jest to jednak wizja lepszej przyszło¶ci na razie magia kwitnie jak nigdy Powrót do spisu wierszy Pan Cogito spotyka w Luwrze pos±żek Wielkiej Matki Ta mała kosmologia z wypalonej gliny trochę większa od dłoni pochodzi z Beocji na szczycie głowa jak ¶więta góra Meru z której spływaj± włosy – wielkie rzeki ziemi szyja jest niebem w niej pulsuje ciepło bezsenne konstelacje naszyjnik obłoków ze¶lij nam ¶więt± wodę urodzajów ty z której palców wyrastaj± li¶cie my urodzeni z gliny jak ibis w±ż i trawa chcemy by¶ nas trzymała w mocnych swoich dłoniach na brzuchu ziemia kwadratowa pod straż± podwójnego słońca nie chcemy innych bogów nasz kruchy dom z powietrza wystarczy kamień drzewo proste imiona rzeczy nie¶ nas ostrożnie od nocy a potem zdmuchnij zmysły przed progiem pytania w gablotce Matka opuszczona patrzy zdziwionym okiem gwiazdy Powrót do spisu wierszy Historia Minotaura W nie odczytanym jeszcze pi¶mie linearnym A opowiedziano prawdziw± historię księcia Minotaura. Był on – wbrew póĽniejszym plotkom – autentycznym synem króla Minosa i Parsifae. Chłopak urodził się zdrowy, lecz z nienormalnie duż± głowa – co wróżbiarze poczytywali jako znak przyszłej m±dro¶ci. W istocie Minotaur rósł w lata swoje jako silny, nieco melan- cholijny – małolatek. Król postanowił oddać go do stanu kapłańskiego. Ale kapłani tłumaczyli, że nie mog± przyj±ć nie – normalnego księcia, bo to mogłoby obniżyć już i tak nadszarp- niety, przez odkrycie koła – autorytet religii. Sprowadził tedy Minos młodego w Grecji inżyniera Dedala – twórcę gło¶nego kierunku architektury pedagogicznej. Tak Powstał labirynt. Przez system korytarzy, od najprostszych do Coraz bardziej skomplikowanych, różnicę poziomów i schody abstrakcji miał wdrażać księcia Minotaura w zasady poprawnego my¶lenia. Snuł się tedy nieszczęsny ksi±że popychany przez preceptorów korytarzami indukcji i dedukcji, nieprzytomnym okiem patrzył na pogl±dowe freski. Nic z tego nie rozumiał. Wyczerpawszy wszystkie ¶rodki król Minos postanowił pozbyć się zakały rodu. Sprowadził (także z Grecji, która słynęła ze zdol- nych ludzi) zręcznego mordercę Tezeusza. I Tezeusz zabił Minotaura. W tym punkcie mit i historia s± ze sob± zgodne. przez labirynt – niepotrzebny już elementarz – wraca Tezeusz nios±c wielk±, krwaw± głowę Minotaura o wystrzeżonych oczach, w których po raz pierwszy kiełkować zaczęła m±dro¶ć – jak± zwykło zsyłać do¶wiadczenie. Powrót do spisu wierszy Stary Prometeusz Pisze pamiętniki. Próbuje w nich wyja¶nić miejsce bohatera w systemie konieczno¶ci, pogodzić sprzeczne ze sob± pojęcie bytu i losu. Ogień buzuje wesoło na kominku, w kuchni krz±ta się żona – egzaltowana dziewczyna, która nie mogła urodzić mu syna, ale pociesz się, że i tak przejdzie do historii. Przygotowanie do kolacji, na któr± ma przyj¶ć miejscowy proboszcz i aptekarz najbliższy teraz przyjaciel Prometeusza. Ogień buzuje na kominku. Na ¶cianie wypchany orzeł i list dziękczynny tyrana Kaukazu, Któremu dzięki wynalazkowi Prometeusza udało się spalić zbuntowane miasto. Prometeusz ¶mieje się cicho. Jest to teraz jego jedyny sposób wyrażenia niezgody na ¶wiat. Powrót do spisu wierszy Kaligula Czytaj±c stare kroniki, poematy i żywoty Pan Cogito do¶wiadcza czasem Uczucia fizycznej obecno¶ci osób dawno zmarłych Mówi Kaligula: Spo¶ród wszystkich obywateli Rzymu kochałem tylko jednego Incitatusa – konia kiedy wyszedł do senatu nieskazitelna toga jego sier¶ci l¶niła niepokalanie w¶ród obszytych purpur± tchórzliwych morderców Incitatus był pełen zalet nie przemawiał nigdy natura stoicka my¶lę że noc± w stajni czytał filozofów kochałem go tak bardzo że pewnego dnia postanowiłem go ukrzyżować ale sprzeciwiła się temu jego szlachetna anatomia obojętnie przyj±ł godno¶ć konsula władzę sprawował najlepiej to znaczy nie sprawował jej wcale nie udało się nakłonić go do trwałych zwi±zków miłosnych z drog± żon± moj± Caesoni± więc nie powstała niestety linia cesarzy – centaurów dlatego Rzym run±ł postanowiłem mianować go bogiem lecz dziewi±tego dnia przed kaledami lutowymi Cherea Korneliusz Sabinus i inni głupcy przeszkodzili tym zbożnym zamiarom spokojnie przyj±ł wiadomo¶ć o mojej ¶mierci wyrzucono go z pałacu i skazano na wygnanie zniósł ten cios z godno¶ci± umarł bezpotomnie zaszlachtowany przez gruboskórnego rzeĽnika z miejscowo¶ci Ancjum o po¶miertnych losach jego mięsa milczy Tacyt Powrót do spisu wierszy Hakeldama Kapłani maj± problem z pogranicza etyki i rachunkowo¶ci co zrobić ze srebrnikami które Judasz rzucił im pod nogi suma została zapisana po stronie wydatków zanotuj± je kronikarze po stronie legendy nie godzi się wpisać jej w rubryce nieprzewidziane dochody niebezpiecznie wprowadzić do skarbca mogłaby zarazić srebro nie wypada kupić za ni± ¶wiecznika do ¶wi±tyni ani rozdać ubogim po długiej naradzie postanawiaj± nabyć plac garncarski i założyć na nim cmentarz dla pielgrzymów oddać – niejako pieni±dze za ¶mierć ¶mierci wyj¶cie było taktowne więc dlaczego huczy przez stulecia nazwa tego miejsca hakeldama hakeldama to jest pole krwi Powrót do spisu wierszy Pan Cogito opowiada o kuszeniu Spinozy Baruch Spinoza z Amsterdamu zapragn±ł dosięgn±ć Boga szlifuj±c na strychu soczewki przebił nagle zasłonę i stan±ł twarz± w twarz mówił długo (a gdy tak mówił rozszerzał się umysł jego i dusza jego) zadawał pytania na temat natury człowieka – Bóg gładził roztargniony brodę pytał o pierwsz± przyczynę – Bóg patrzył w nieskończono¶ć pytał o przyczynę ostateczn± – Bóg łamał palce chrz±kał kiedy Spinoza zamilkł rzecze Bóg – mówisz ładnie Baruch lubię twoj± geometryczn± łacinę a także jasn± składnię symetrię wywodów pomówmy jednak o Rzeczach Naprawdę Wielkich – popatrz na twoje ręce pokaleczone i drż±ce – niszczysz oczy w ciemno¶ciach – odżywiasz się Ľle odziewasz nędznie – kup nowy dom wybacz weneckim lustrom że powtarzaj± powierzchnię – wybacz kwiatom we włosach pijackiej piosence – dbaj o dochody jak kolega Kartezjusz – b±dĽ przebiegły jak Erazm – po¶więć traktat Ludwikowi XIV i tak go nie przeczyta – uciszaj racjonaln± furię upadn± od niej trony i sczerniej± gwiazdy – pomy¶l o kobiecie która da ci dziecko – widzisz Baruch mówimy o Rzeczach Wielkich – chcę być kochany przez nieuczonych i gwałtownych s± to jedyni którzy naprawdę mnie łakn± teraz zasłona opada Spinoza zostaje sam Nie widzi złotego obłoku ¦wiatła na wysoko¶ciach widzi ciemno¶ć słyszy skrzypienie schodów kroki schodz±ce w dół Powrót do spisu wierszy Georg Heym – przygoda prawie metafizyczna 1 Je¶li jest prawd± że obraz wyprzedza my¶l można mniemać że idee Heym powstały w czasie ¶lizgawki – łatwo¶ć poruszania się po lodowej powierzchni był tu i tam kr±żył wokół ruchomego centrum nie był planeta ani dzwonem ani rolnikiem przywi±zanym do pługa – względno¶ć ruchu lustrzane przenikanie układów lewy bliżej brzeg (czerwone dachy Gatow) uciekał do tyłu jak gwałtownie szarpany obrus prawy natomiast stał (pozornie) w miejscu – obalenie determinizmu cudowna koegzystencja możliwo¶ci – moja wielko¶ć – mówił do siebie Heym (sun±ł teraz do tylu z uniesion± lew± nog±) polega na odkryciu że w ¶wiecie współczesnym nie ma wynikania tyrani następstw dyktatury zwi±zków przyczynowych wszystkie my¶li działania przedmioty zjawiska leż± obok siebie jak ¶lady łyżew na białej powierzchni stwierdzenie ważkie dla fizyki teoretycznej stwierdzenie groĽne dla teorii poezji 2 ci którzy stali na prawym brzegu nie zauważyli zniknięcia Heyma gimnazjalista który go mijał widział wszystko w odwróconym porz±dku: biały sweter spodnie zapięte pod kolanem na dwa ko¶ciane guziki łydki w pomarańczowych pończochach łyżwy przyczynę nieszczę¶cia dwaj policjanci rozgarnęli tłum gapiów stoj±cych nad otworem w lodzie (wygl±dał jak wej¶cie do lochu jak zimne usta maski) ¶lini±c ołówki próbowali zanotować zdarzenie wprowadzić porz±dek zgodnie z przestarzał± logik± Arystotelesa z wła¶ciw± władzy tęp± obojętno¶ci± dla odkrywcy i jego my¶li które teraz bł±kały się bezradnie pod lodem Powrót do spisu wierszy Pan Cogito otrzymuje czasem dziwne listy Panie Amelia z Darmstadu prosi o pomoc w odszukaniu swego prapradziadka Ludwika I zgin±ł jak tylu innych w czasie zawieruchy wojennej ostatni raz widziano go w maj±tku rodowym w pobliżu Jeleniej Góry Pan Cogito pamięta dobrze ostr± pełn± pożarów ziemię roku 1944 prapradziadek z zawodu gross herzog żył wówczas w ramach stał w uniformie białych spodniach przed altan± po prawej była złamana kolumna w tyle ciemne burzliwe niebo z jasn± pręg± na horyzoncie Pan Cogito my¶li bez cienia ironii o ¶mierci prapradziadka czy nie stracił zimnej krwi kiedy pożar siedział okrakiem na parapecie czy nie krzyczał kiedy wleczono go po dziedzińcu czy nie upadł błagalnie na kolana kiedy mierzono w wielk± gwiazdę na piersi wyobraĽnia Pana Cogito jak mała jak sanitariusz zagubiony we mgle nie widzi twarzy uniformu białych spodni widzi tylko ciemne burzliwe niebo z jasn± pręg± na horyzoncie Powrót do spisu wierszy Rozmy¶lenia Pana Cogito o odkupieniu Nie powinien przysyłać syna zbyt wielu widziało przebite dłonie syna jego zwykł± skórę zapisane to było aby nas pojednać najgorszym pojednaniem zbyt wiele nozdrzy chłonęło z lubo¶ci± zapach jego strachu nie wolna schodzić nisko bratać się krwi± nie powinien przysyłać syna lepiej było królować w barokowym pałacu z marmurowych chmur na tronie przerażenia z berłem ¶mierci Powrót do spisu wierszy Pan Cogito szuka rady Tyle ksi±żek słowników opasłe encyklopedie ale nie ma kto poradzić zbadano słońce księżyc gwiazdy zgubiono mnie moja dusza odmawia pociechy wiedzy wędruje tedy noc± po drogach ojców i oto miasteczko Bracław w¶ród czarnych słoneczników to miejsce które opu¶cili¶my to miejsce które krzyczy jest szabas jak zawsze w szabas ukazuje się Nowe Niebo – szukam ciebie rabi – nie ma go tutaj – mówi± chasydzi – jest w ¶wiecie szeolu – miał piękn± ¶mierć mówi± chasydzi – bardzo piękna tak jakby przyszedł z jednego kata do drugiego k±ta cały czarny w ręku miał Torę płon±c± – szukam cię rabi – za którym firmamentem ukryłe¶ m±dre ucho – boli mnie serce rabi – mam kłopoty może by mi poradził rabi Nachman ale jak mam go znaleĽć w¶ród tylu popiołów Powrót do spisu wierszy Gra Pan Cogito 1 Ulubion± zabaw± Pan Cogito jest gra Kropotkin ma wiele zalet gra Kropotkin wyzwala wyobraĽnie historyczn± poczucie solidarno¶ci odbywa się na wolnym powietrzu obfituje w dramatyczne epizody jej reguły s± szlachetne despotyzm zawsze przegrywa na wielkiej tablicy imaginacji Pan Cogito ustawia figury król oznacza Piotra Kropotkina w twierdzy pietropowłowskiej Laufry trzech żołnierzy, szyldwacha Wieża zbawcza karetę Pan Cogito ma do wyboru wiele ról może grać ¶liczn± Zofię Nikołajewnę ona w kopercie zegarka przemyca plan ucieczki może być także skrzypkiem który w szarym domku umy¶lnie wynajętym naprzeciw więzienia gra Uprowadzenie z Seraju co oznacza ulica wolna najbardziej jednak lubi Pan Cogito rolę doktora Oretesa Weimara on w dramatycznym momencie zagaduje żołnierza przy bramie – widział ty Wania mikroba – nie widział – a on bestia po twoje skórze łazi – nie mówcie ja¶nie panie – a łazi i ogon ma – duży? – na dwie albo trzy wiorsty wtedy futrzana czapka spada na branie oczy i już toczy się wartko gra Kropotkin król-więzień siedzi wielkimi susami szamocze się chwile z flanelowym szlafrokiem skrzypek w szarym domku gra Uprowadzenie z Seraju słychać głosy łapaj doktor Orestes snuje o mikrobach bicie serca podkute buty na bruku wreszcie zbawcza kareta laufry nie maj± ruchu Pan Cogito cieszy się jak dziecko znów wygrał grę Kropotkin 2 tyle lat tyle już lat gra Pan Cogito ale nigdy nie poci±gała go rola bohatera ucieczki nie przez niechęć do błękitnej krwi księcia anarchistów ani wstręt do teorii o wzajemnej pomocy nie wynika to także z tchórzostwa Zofia Nikołajewna skrzypek z szarego domku doktor Orestes też nastawiali głowy z nimi jednak Pan Cogito utożsamia się niemal zupełnie je¶liby zaszła potrzeba mógłby być nawet koniem karety uciekiniera Pan Cogito chciałby być po¶rednikiem wolno¶ci trzymać sznur ucieczki przemycać gryps dawać znak zaufać sercu czystemu odruchowi sympatii nie chce jednak odpowiadać za to co w miesięczniku „Freedom” napisz± brodacze o nikłej wyobraĽni przyjmuje rolę po¶ledni± nie będzie mieszkał w historii Powrót do spisu wierszy Co my¶li Pan Cogito o piekle Najniższy kr±g piekła. Wbrew powszechnej opinii nie zamieszkuj± go ani despoci, ani matkobójcy, ani także ci, którzy chodz± za ciałem innych. Jest to azyl artystów, pełen luster, instrumentów i obrazów. Na pierwszy rzut oka najbardziej komfortowy oddział infernalny, bez smoły, ognia i tortur fizycznych. Cały rok odbywaj± się tu konkursy, festiwale i koncerty. Nie ma pełni sezonu. Pełnia jest permanentna i niemal absolutna. Co kwartał powstaj± nowe kierunki i nic, jak się zdaje, nie jest w stanie zahamować tryumfalnego pochodu awangardy. Belzebub kocha sztukę. Chełpi się, że jego chóry, jego poeci i jego malarze przewyższaj± już prawie niebieskich. Kto ma lepsz± sztukę, ma lepszy rz±d – to jasne. Niedługo będ± się mogli zmierzyć na Festiwalu Dwu ¦wiatów. I wtedy zobaczymy, co zostanie z Dantego, Fra Angelico i Bacha. Belzebub popiera sztukę. Zapewnia swym artystom spokój, Dobre wyżywienie i absolutn± izolację od piekielnego życia. Powrót do spisu wierszy Pan Cogito o postawie wyprostowanej 1 W Utyce obywatele nie chc± się bronić w mie¶cie wybuchła epidemia instynktu samozachowawczego ¶wi±tynie wolno¶ci zamieniono na pchli targ senat obraduje nad tym jak nie być senatem obywatele nie chc± się bronić uczęszczaj± na przyspieszone kursy padania na kolana biernie czekaj± na wroga pisz± wiernopoddańcze mowy zakopuj± złoto szyj± nowe sztandary niewinnie białe ucz± dzieci kłamać otworzyli bramy przez które wchodzi teraz kolumna piasku poza tym jak zwykle handel i kopulacja 2 Pan Cogito chciałby stan±ć na wysoko¶ci sytuacji to znaczy spojrzeć losowi prosto w oczy jak Katon Młodszy patrz Żywoty nie ma jednak miecza ani okazji żeby wysłać rodzinę za morze czeka zatem jak inni chodzi po bezsennym pokoju wbrew radom stoików chciałby mieć ciało z diamentu i skrzydła patrzy przez okno jak słońce Republiki ma się ku zachodowi pozostało mu nie wiele wła¶ciwie tylko wybór pozycji w której chce umrzeć wybór gestu wybór ostatniego słowa dlatego nie kładzie się do łóżka aby unikn±ć uduszenia we ¶nie chciałby do końca stać na wysoko¶ci sytuacji los patrzy mu w oczy w miejsce gdzie była jego głowa Powrót do spisu wierszy Przesłanie Pan Cogito IdĽ dok±d poszli tamci do ciemnego kresu po złote runo nico¶ci twoj± ostatni± nagrodę idĽ wyprostowany w¶ród tych co na kolanach w¶ród odwróconych plecami i obalonych w proch ocalałe¶ nie po to aby żyć masz mało czasu trzeba dać ¶wiadectwo b±dĽ odważny gdy rozum zawodzi b±dĽ odważny w ostatecznym rachunku jedynie to się liczy a Gniew twój bezsilny niech będzie jak morze ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda dla szpiclów katów tchórzy – oni wygraj± pójd± na twój pogrzeb i z ulg± rzuc± grudę a kronik napisze twój uładzony życiorys i nie przebaczaj zaiste nie w twojej mocy przebaczać w imieniu tych których zdradzono o ¶wicie strzeż się jednak dumy niepotrzebnej ogl±daj w lustrze sw± błazeńsk± twarz powtarzaj: zostałem powołany – czyż nie było lepszych strzeż się oschło¶ci serca kochaj Ľródło zaranne ptaka o nieznanym imieniu d±b zimowy ¶wiatło na murze splendor nieba one nie potrzebuj± twego ciepłego oddechu s± po to aby mówić: nikt cię nie pocieszy czuwaj – kiedy ¶wiatło na górach daje znak – wstań i idĽ dopóki krew obraca w piersi twoj± ciemn± gwiazdę powtarzaj stare zaklęcia ludzko¶ci bajki i legendy bo tak zdobędziesz dobro którego nie zdobędziesz powtarzaj wielkie słowa powtarzaj je z uporem jak ci co szli przez pustynię i ginęli w piasku a nagrodz± cię za to tym co maj± pod ręk± chłost± ¶miechu zabójstwem na ¶mietniku idĽ bo tylko tak będziesz przyjęty do grona zimnych czaszek do grona twoich przodków: Gilgamesza Hektora Ronalda obrońców królestwa bez kresu i miasta popiołów B±dĽ wierny IdĽ Powrót do spisu wierszy
Skip to content EN Zbigniew HerbertŻycieTwórczośćUtworyBibliografieArchiwumBiblioteka HerbertaWierszeGłosyNotatnikSzkicownikFotografieWideoNagroda HerbertaLaureaciJuryGala NagrodyPartnerzyBiuroDla mediówFundacja HerbertaKalendariumPodaruj wierszKampania P. CogitoKontaktDla mediówWesprzyj Fundację Pan Cogito Będący piątym tomem Herberta Pan Cogito (wydany styczniu 1974 r.) okazał się przełomem w jego twórczości – i to zarówno w zakresie poetyki, jak i popularności autora, zwłaszcza za granicą, gdzie w całości został przetłumaczony aż na siedem języków. MACIEJ STANASZEK Choć pierwsze utwory o Panu Cogito Herbert szkicował już na przełomie 1965 i 1966 roku w Wiedniu, a pierwsze utwory z Herbertowskim alter ego zaczęły się ukazywać w roku 1969, to zasadniczy zarys przyszłego tomu powstał podczas pobytu poety w USA w roku akademickim 1970/1971 (wykładał on tam literaturę europejską na California State College). Poza novum, jakim była sama postać Pana Cogito, tom ten różnił się od poprzednich wyraźnym nastawieniem na teraźniejszość oraz sprawy osobiste (przy użyciu ochronnej maski lirycznego bohatera), a w wymiarze formalnym – zdecydowanym odejściem od wiersza regularnego. W Panu Cogito Herbert mówi zatem o sobie znacznie więcej niż w poprzednich tomach, ale prawie nigdy nie są to wyznania w pierwszej osobie (owo „ja” liryki, które Herbertowi ciążyło), lecz okruchy życia kogoś pozornie innego, co pozwala na ironiczny dystans i daje komfortowe poczucie, że alter ego nie musi być wcale tożsame z autorem (choć ślady biografii Herberta widoczne są w wielu wierszach). Kim jest Pan Cogito poza odbiciem swojego twórcy? Chyba przede wszystkim – jak Herbert – uważnym, myślącym (cogito) obserwatorem rzeczywistości, człowiekiem, który się zastanawia nie tylko nad sprawami uniwersalnymi i ponadczasowymi, ale także lokalnymi i aktualnymi, próbując w ten sposób zgłębić naturę rzeczywistości. Pan Cogito, zgodnie ze swoim nazwiskiem, myśli więc, rozmyśla i rozważa, ogarniając swoimi zainteresowaniami szerokie spektrum zjawisk głównie współczesnego świata – w tym także samego siebie, jak w Przepaści Pana Cogito czy jego Alienacjach. Owo spektrum rozciąga się od spraw przyziemnych, jak czytanie gazety czy „małość snów“, do kwestii „wzniosłych“, należących do dziedzin takich jak kultura (a zwłaszcza sztuka – w wierszach Pan Cogito a pop i Co myśli Pan Cogito o piekle), religia (Hakeldama, Pan Cogito opowiada o kuszeniu Spinozy i Rozmyślania Pana Cogito o odkupieniu) czy etyka (Pan Cogito o postawie wyprostowanej i oczywiście Przesłanie Pana Cogito). Herbertowski bohater pochyla się też nad cierpieniem i śmiercią (Pan Cogito rozmyśla o cierpieniu i obserwuje zmarłego przyjaciela), rozmyśla o statusie magii w społeczeństwie racjonalnym (Pan Cogito o magii) oraz o swojej roli w wyzwalaniu innych (Gra Pana Cogito). Myśli też o powrocie do rodzinnego miasta (kolejny raz dochodzi do głosu lwowskie zakorzenienie Herberta) i opowiada o „poecie w pewnym wieku“, którego biografia znowu przypomina życie autora… W Panu Cogito obecne są również – jak w poprzednich tomach – ślady podróży Herberta, tym razem głównie wrażenia z Ameryki: dwie refleksje o historii zawarte w wierszach Sekwoja i Ci którzy przegrali. Podobnie poza głównym nurtem znajdują się utwory inspirowane antykiem, takie jak Historia Minotaura i Stary Prometeusz (niemal jedyne prozy w tomie) oraz – występujące w tym samym bloku – wiersze Kaligula i Hakeldama. Formalnie „niecogitowski” jest też wiersz Georg Heym – przygoda prawie metafizyczna, który jednak mówi o sprawach jak najbardziej zgodnych z naturą bohatera tomu. Mimo tak dużej rozpiętości tematycznej Pan Cogito jest tomem o bardzo przemyślanej strukturze. Tom rozpoczyna się prezentacją korzeni Pana Cogito i jego rodziny (najpierw rytmizowane jeszcze poezje Pan Cogito obserwuje w lustrze swoją twarz i nieco dalej Rozmyślania o ojcu oraz pisana prozą Matka – oba ostatnie utwory są starsze, z 1966 r. – a następnie również niewierszowana Siostra). Na końcu zbioru, niejako w jego epilogu, znajdziemy natomiast wiersze poświęcone etyce, z których ostatnim jest słynne Przesłanie Pana Cogito, bardzo nośne i silnie brzmiące, które na przełomie lat 70. i 80. było w Polsce czymś w rodzaju świeckiego dekalogu opozycjonistów – a także „zwykłych“ ludzi. Myślę, że popularność i tego wiersza, i całego tomu wynikała właśnie z faktu, że wielu czytelników identyfikowało się z wymyśloną przez Herberta postacią. Nie tylko Pan Cogito był „jak inni“, ale i inni byli jak on (znamienny jest fakt, że więcej recenzentów dostrzegało w Panu Cogito nie alter ego poety, lecz uosobienie „everymana“, człowieka myślącego, czasem wręcz intelektualisty). Być może w Polsce wczesnego Gierka, pokrzepionej dość powszechną poprawą sytuacji materialnej nasiliła się – przynajmniej u czytelników poezji – potrzeba pokarmu intelektualnego czy duchowego (jego przyjęcie ułatwiał fakt, że Herbert mówił w Panu Cogito wprost o współczesności, której w jego wierszach niektórym, zwłaszcza młodym poetom, dotąd brakowało). Nośne Przesłanie… było odpowiedzią na głód etyki świeckiej, wzywając do bohaterstwa bez obietnicy nagrody, a zarazem przyzwalając na – niezbyt ewangeliczne, ale jakże ludzkie – żywienie pogardy czy nieprzebaczanie w konfrontacji ze złem. I właśnie chyba ów na wskroś ludzki sposób myślenia Pana Cogito ujmował tak wielu czytelników. Wybrane wiersze z tomu Pan Cogito: Pan Cogito obserwuje w lustrze swoją twarz Pan Cogito myśli o powrocie do rodzinnego miasta Pan Cogito rozmyśla o cierpieniu Pan Cogito opowiada o kuszeniu Spinozy Pan Cogito szuka rady Przesłanie Pana Cogito Ta witryna korzysta z plików cookies w celu realizacji usług zgodnie z polityką prywatności. AKCEPTUJ
„Pan Cogito o postawie wyprostowanej” to jeden z najważniejszych wierszy Zbigniewa Herberta z tomu „Pan Cogito”. Podobnie jak w tekście „Przesłanie Pana Cogito” mamy tu do czynienia z problematyką etyczną – prezentacją niezłomnej postawy moralnej w obliczu poważnego zagrożenia wartości, a nawet życia. Wiersz posiada kompozycję dwudzielną. W pierwszej części pojawia się opis konkretnej sytuacji lirycznej: oto mieszkańcy starożytnego kartagińskiego miasta Utyki zdecydowali, że nie będą stawiać oporu nadchodzącym Rzymianom, ale biernie się poddadzą, by zachować życie. Herbert przywołuje epizod z historii starożytnej, kiedy to wielki zwolennik republiki – Katon Młodszy stanął po stronie Pompejusza w wojnie z Cezarem. Po dotarciu do Utyki filozof ów popełnił zaś samobójstwo, traktowane często jako symbol śmierci republiki. W wierszu wiele miejsca poświęca się na opis miasta, które godzi się ze swoim losem, a jego mieszkańcy zamiast wojny wybierają hańbę. Zaprzepaszczają wszystkie ideały demokracji, czego znakiem jest degeneracja senatu. Ponadto poeta za pomocą paradoksów i ironii opisuje ich tchórzliwe zachowania: „uczęszczają na przyspieszone kursy/padania na kolana”, „piszą wiernopoddańcze mowy”, „szyją nowe sztandary” (białe – na znak kapitulacji), „uczą dzieci kłamać”. Pan Cogito w przeciwieństwie do mieszkańców Utyki nie chce padać na kolana, ale zachować postawę wyprostowaną. Oznacza ona wierność wyznawanym ideałom do końca, niepoddawanie się rozpaczy i honor. Pan Cogito pragnie być jak Katon Młodszy – sam zdecydować o swojej śmierci. Nie posiada jednak miecza, dlatego nie kładzie się do łóżka, by uniknąć „uduszenia we śnie”. Bohater liryczny pragnie być zatem do końca świadomy swojej śmierci i przyjąć ją z godnością. Herbert pokazuje, że człowiek nawet w najtragiczniejszych okolicznościach zachowuje wolność wyboru. W tym zawiera się istota jego człowieczeństwa – do końca może decydować o sobie, choćby był to pozornie nieistotny wybór formy śmierci: wybór pozycji w której chce umrzeć wybór gestu wybór ostatniego słowa Rozwiń więcej
1 W Utyce obywatele nie chcą się bronić w mieście wybuchła epidemia instynktu samozachowawczego świątynię wolności zamieniono na pchli targ senat obraduje nad tym jak nie być senatem obywatele nie chcą się broniś uczęszczają na przyspieszone kursy padania na kolana biernie czekają na wroga piszą wiernopoddańcze mowy zakopują złoto szyją nowe sztandary niewinnie białe uczą dzieci kłamać otworzyli bramy przez które wchodzi teraz kolumna piasku poza tym jak zwykle handel i kopulacja 2 Pan Cogito chciałby stanąć na wysokości sytuacji to znaczy spojrzeć losowi prosto w oczy jak Katon Młodszy patrz Żywoty nie ma jednak miecza ani okazji żeby wysłać rodzinę za morze czeka zatem jak inni chodzi po bezsennym pokoju wbrew radom stoików chciałby mieć ciało z diamentu i skrzydła patrzy przez okno jak słońce Republiki ma się ku zachodowi pozostało mu niewiele właściwie tylko wybór pozycji w której chce umrzeć wybór gestu wybór ostatniego słowa dlatego nie kładzie się do łóżka aby uniknąć uduszenia we śnie chciałby do końca stać na wysokości sytuacji los patrzy mu w oczy w miejsce gdzie była jego głowa
pan cogito o postawie wyprostowanej